wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział drugi


Zapalniczek tłum i tanich komplementów

Ledwie zapach Twój w drzwiach się pojawia a już



Piaskownica wyglądająca zupełnie jak tamtego lata, gdy widziałaś ją po raz pierwszy. Stojące obok garaże służące do zaklepywanek podczas zabawy w chowanego teraz zastąpione zielonym trawnikiem. Kolejne miejsce, które ku twojej rozpaczy się zmieniło. Lata upłynęły jednak ty dalej szukasz tych wszystkich podobieństw, dowodów na to, że nie wszystko się skończyło, że nie zniszczyłaś wszystkiego, że coś ocalało. Jednak ty też nie masz już zaplecionych warkoczy przewiązanych białą wstążką i niebieskiej sukienki, którą zakładałaś do zabawy, gdy nikogo nie było w domu. Lalki od dawna spoczywając w jednym z zakurzonych pudeł na strychu rodzinnego domu, a więc czy masz prawo szukać przeszłości w tym świecie?
Kopiesz leżący w pobliżu kamień czubkiem buta siadając na zniszczonej ławce. Opieram się o jej oparcie uparcie wpatrując się w betonową powierzchnię parkingu. Uśmiechasz się do wspomnień, które zalewają cię prawie natychmiast. Nie umiesz już uśmiechać się tak jak wtedy, gdy przyjechałaś razem z Tomaszem do babcinego mieszkania. Przez prawie dwa miesiące mieszkaliście na placu przed blokiem biegając, śmiejąc się i krzycząc do utraty tchu. Chociaż było to blisko piętnaście lat temu te wydarzenia są namacalne, chociaż tamtą dziewczynką nie jesteś już ty, a obok nie stoi ledwie umiejący pisać Tomek. Obserwujesz radość malującą się na dziecięcych twarzach, gdy piłka odbita od ściany nie spada na ziemię. Wiesz, że oni nie grają, nikogo nie udaję, bo w ich malutkim świecie są naprawdę szczęśliwi i zwyczajnie nie muszą tego robić. Żałujesz, że nie można cofnąć czasu i zatrzymać go na etapie, gdy jedynym zmartwieniem było to czy mama pozwoli ci iść na podwórko po kolacji, a wyznacznikiem dobrej zabawy były obdarte kolana.
– Cześć – mówi mężczyzna stając obok ławki, ale w bezpiecznej od ciebie odległości. Czujesz się jak trędowata, bo przecież twoje piętno już nigdy się nie wymaże. Uśmiechasz się słabo odrywając wzrok od rozradowanych urwisów, wskazujesz mu ręką miejsce obok ciebie, jednak on nie siada. – Nie wróciłaś?
– Nie zaprzeczysz jak zapytam czy to prawda? – mówisz nie patrząc nie niego, bo zwyczajnie się boisz. Nie chcesz widzieć jego zawahania czy aby może ci powiedzieć prawdę, czy powinien cię potępić czy może jednak dać szansę, na choć krótkie wyjaśnienia. – Powiedz, chociaż gdzie.
Wiatr porusza gałęziami płaczącej wierzby, a ty liczysz okna od parteru szukając tego właściwego. Kochałaś to miejsce, ale przecież to też jest czas przeszły. Spinasz się nie słysząc od piłkarza odpowiedzi, jednak pohamowanie emocji nie jest łatwe.
– Nie powinienem, bo to w końcu mój kolega – mruczy pod nosem opadając na ławkę obok ciebie. Słyszysz jak przeczesuje palcami włosy wzdychając przy tym głośno. Jest zdezorientowany, jednak, kto by nie był? Po blisko roku przyjeżdżasz do Poznania, do miasta, w którym prawie wszyscy cię potępiają i zadajesz mu miliony niewygodnych pytań.
– Jesteśmy rodziną – podnosisz głos prostując się jeszcze mocniej i uderzając pięścią w kolano. -  Chociaż ty mi uwierz, że chce to wszystko naprawić – szepczesz po raz pierwszy zerkając na chłopaka. Siedzi skulony bijąc się z własnymi myślami. On musi ci pomóc, przecież od zawsze to robi.
Od zawsze był bohaterem, tym jedynym sprawiedliwym, który po prostu chciał dobra dla całego świata. Tylko nie przewidział, że to ty będziesz tym czarnym charakterem. Nie planowałaś tego, jednak w końcu stanęliście po dwóch stronach barykady. Łudziłaś się, że może jednak się opamięta i wszystko zostanie takie jak było, jednak, gdy zobaczyłaś dzwoniącego Darka wiedziałaś, co się wydarzyło. To był koniec.
– Arka Gdynia.



***

 A ja to ten w ostatnim rzędzie

Widzę Cię jak z nimi skończysz możesz podejść




Wchodzisz do poznańskiego mieszkania bez pukania czując jak szybko twoje serce pompuje krew. Ból rozdzierający twoją klatkę piersiową jest nie do wytrzymania, jednak nie wierzysz w ani jedno słowo napisane w tamtej treściwej, ale jakże szokującej wiadomości. Słyszysz szum wody dochodzący z łazienki, więc sądzisz, że właściciel mieszkania musiał niedawno wrócić z popołudniowego treningu. Masz chwilę na ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. Nie masz siły na udawanie przed nim, jednak nie możesz też pokazać mu, że się pogubiłaś. Nigdy byś tego nie zrobiła i przy nikim. Sięgasz po czystą szklankę wlewając do niej przezroczysty napój
– Nie zrobisz tego – warczysz w jego stronę odstawiając na stolik szklankę wypełnioną wodą, gdy Kędziora wchodzi do pokoju przysiadając na blacie kuchennego stołu. Walczysz z wypiekami na twarzy oraz złością i zdezorientowaniem rozsadzającymi się od środka.
– Nie pozwolę ci tego wszystkiego dalej ciągnąć, nie pozwolę rozumiesz?! – mówi wstając z miejsca i mierząc się zranionym spojrzeniem. Czujesz pieczenie w gardle, jakby nawet twoje ciało nie pochwalało tego, co robisz. Zdajesz sobie sprawę, że wpakowałaś się w niezłe bagno, z którego nie ma wyjścia.
– Ale ja naprawdę nie wiem – przymykasz oczy walcząc z łzami zbierającymi się pod powiekami. Patrzysz na niego z prośbą w oczach, aby dał ci czas. Tylko tego ci teraz potrzeba, aby wyjechać i zwyczajnie wszystko przemyśleć. – Tomek, proszę…
– Mi się wydaje, że doskonale wszystko wiesz. – prycha ironicznie wskazując na mieniący się na twoim palcu pierścionek. Spoglądasz na niego szybko łapiąc w płuca powietrze. Nie umiesz nie niego spojrzeć, więc przypatrujesz się maleńkiemu diamentowi błyszczącemu radośnie w świetle zachodzącego słońca.
– Tomek.
– Nie Jagoda, skończyło się ranienie ludzi – mówi zimnym, wypranym z emocji tonem, który spowodował dreszcze na twoim ciele. Nigdy wcześniej nie widziałaś go takiego zdecydowanego, nigdy nie był tak ostry w stosunku do ciebie.



***

Ile razy otwierałaś
Nie wnikając kto przechodzi przez próg


Dwa dni później…


Oddychasz głęboko wciskając odpowiednie przyciski na domofonie gdyńskiego bloku. Skórzana torba ciąży ci na ramieniu niczym twoje grzechu uporczywie powodujące bóle brzucha. Słysząc charakterystyczny dźwięk szarpnięciem odblokowujesz drzwi dziękując w myślach nieostrożności mężczyzny, który otwiera drzwi bez pytanie o osobę. Przeskakujesz po dwa stopnie chcąc jak najszybciej go zobaczyć. Nie myślisz, nie kalkulujesz, nie analizujesz. Robisz to, co uważasz w tej chwili za słuszne.
Zwątpienie przychodzi dopiero, gdy stajesz na półpiętrze, a od drzwi do mieszkania piłkarza dzieli cię tylko kilka schodów. Boisz się jego reakcji, boisz się, że zwyczajnie zatrzaśnie ci drzwi przed nosem. Poprawiasz włosy przeczesując je palcami, jednak to tylko powiększa nieład panujący dzisiaj na twojej głowie. Boisz się.
Pukasz trzykrotnie w jasne drzwi nasłuchując kroków z głębi mieszkania. Zamierasz, gdy otwierają się, a w nich pojawia się roześmiana twarz twojego byłego kochanka.
– Już myślałem, że nie przyj… – nie kończy, jednak ty jesteś pewna, że czekał na jakąś dziewczynę. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienia, gdy uświadamia sobie, że wróciłaś i znowu stoisz przed nim z niepewną miną. Uśmiech znika natychmiast, a jego rysy wyostrzają się jakby samo spojrzenia na nie miało ranić. – Jagoda.
– Darek, możemy porozmawiać? – pytasz nawet już nie licząc na pozytywną odpowiedź. To pytanie nie miało sensu, było z góry skazane na porażkę, bo przecież, o czym mielibyście rozmawiać? O tym, co się zmieniło w waszym życiu? O pogodzie, kwiatkach i mijających latach? Chyba nawet tak błahe tematy nie są już dla ciebie zarezerwowane.
– Nie wiem czy mam na to ochotę, bo siły nie mam na pewno – sili się na obojętny ton, którego uczyłaś go tygodniami, jednak nie jest w stanie cię oszukać. Dostrzegasz te zbolałe iskierki w jego oczach, które pojawiły się, gdy tylko cię zobaczył. W sumie to go rozumiesz, bo na jego miejscu też nie chciałabyś ze sobą rozmawiać.
Stoicie w ciszy naprzeciw siebie z walącymi sercami, od których uderzeń boli w piersi. Porównujesz go sprzed roku z tym teraźniejszym. Trochę przydługie włosy opadając mu na czoło, które teraz zmarszczone jest w akcie wielkiego skupienia. Widzisz, że analizuje tę całą sytuację rozkładając ją na części pierwsze. Znoszona szara bluza wygląda zupełnie tak jak ją zapamiętałaś.
Dopiero dźwięk kroków wyrywa was z melancholijnego, ale pełnego napięcia zawieszenia. Odwracasz się w stronę wchodzącej na piętro blondynki, która wręcz emanuje optymizmem i radością życia. Jej proste włosy opadają w plecy mieniąc się w świetle lampy.
– Dzień dobry – wita cię szerokim uśmiechem rzucając Darkowi przepraszające spojrzenie. – Przepraszam, ale były korki – rzuca w jego stronę muskając delikatnie jego wargi. Czujesz jak twoje żebra oplatają klatkę piersiową coraz mocniej wypychając wnętrzności na zewnątrz. – My się chyba nie znamy.
– Tala kochanie, to moja znajoma z Poznania, Jagoda Zagórska. – słyszysz jak podkreśla te dwa słowa, które zakreślają status waszej relacji: „kochanie” oraz „znajoma”. Przełykasz ślinę, która rani twoje wyschnięte z emocji gardło i znowu czujesz ten okropny ból.
– Może masz ochotę zjeść z nami kolację – pyta Natalia wskazując na trzymane przez siebie siatki z zakupami, a ty masz ochotę uciec jak najszybciej. Spoglądasz w stronę piłkarza, który wydaje się równie zdziwiony propozycją dziewczyny jak ty.
– Myślę, że Jagoda musi już iść – mówi do ciebie unosząc brwi, abyś nawet nie próbowała negować tego, co powiedział. Nawet gdybyś miała na to siłę, masz na tyle przyzwoitości, aby tego nie zrobić. Blondynka słysząc te słowa kiwa ze zrozumieniem głową znikając w głębi mieszkania.
Odwracasz się na pięcie kierując się w stronę schodów, jednak będąc na półpiętrze obracasz się po raz ostatni. Piłkarz dalej stoi w tym samym miejscu wpatrując się w ciebie intensywnie. Nawiązujecie pierwszy, od tak dawna kontakt wzrokowy walcząc z chęcią po raz ostatni utonąć w jego objęciach.
– Szczęścia – mówisz ze ściśniętym gardłem, a on tylko kiwa głową. – I przepraszam.
Zbiegasz na dół nie obracając się już ani razu. Nie powinnaś tutaj przyjeżdżać, nie powinnaś zrywać zaręczyn, nie powinnaś wierzyć, że możesz go jeszcze odzyskać. Ale wiesz jedno, to, że należą mu się wyjaśnienia. Chociaż słowo „przepraszam” powiedziane nie w biegu przez ramię tylko takie szczerze i prawdziwe.

coś trochę wymęczonego.



wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział pierwszy



She’s a scar, she’s the bruising, she’s the pain that you brought
There was life, there was love



Poznański dworzec, przez który dziennie przemieszczają się tysiące ludzi, którzy przeżywają własne tragedie, mają własne problemy. Każdy wykrzywia twarz w grymasie bólu, strachu czy niedowierzania. Ludzie jednak pędzą przed siebie nie zwracając na innych uwagi. I nie masz prawa oskarżać ich o egoizm? Oni cierpią, upadają mentalnie, raniąc zbolałe milionem spraw kolana i zdzierając delikatne łokcie. Pragną bogactwa, pragną podziwu, pragną tego wszystkiego, co ty posiadasz od bardzo dawna.
Wysiadasz pośpiesznie nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia współpasażerów. Nie czujesz się tutaj bezpiecznie, nie czujesz się tutaj sobą. Ale przecież właśnie na takie życie czekałaś, takiego chciałaś. Nieopatrznie lawirujesz na czarnych szpilkach pomiędzy podróżującymi, zatłoczonymi pomiędzy peronami. Związujesz włosy, które targane zimowym wiatrem wpadają ci do ust. Gestem jednak przywołujesz jednego z taksówkarzy tylko wyczekujących na możliwość zarobku na zmarzniętych ludziach wychodzących z pociągów i autobusów. Mija chwila nim czujesz błogie ciepło dochodzące z wnętrza samochodu. Grzejesz zziębnięte od panującego w pociągu chłodu dłonie budząc na twarzy kierowcy ojcowski uśmiech. Spogląda na ciebie przemierzając kolejne puste o tej godzinie ulice, a ty zatapiasz się w zaśnieżonym krajobrazie Poznania. W dalszym ciągu wierzysz, że ocalał, choć ten jeden most.
- Jesteśmy na miejscu – mówi mężczyzna uśmiechając się do ciebie przyjaźnie. Wiesz o tym, znasz to miejsce bardzo dobrze. Jednak wcześniej nie miałaś ochoty uświadamiać sobie o swoim położeniu, chciałaś się zdziwić, rozczulić, zachwycić. Jego uśmiech przeszywa cię na wskroś wcale nie podnosząc na duchu. Ponownie tego dnia dopadają cię wątpliwości, które nie chcą opuścić twojego ciała. Wciskasz w dłoń taksówkarza kilka banknotów niepewnie wychodząc z ciepłego wnętrza.



Kolejne niepewne kroki, które stawiasz na zniszczonym biegiem lat chodniku sprawiają, że twój oddech staje się płytszy, a ciało drży nienaturalnie mocno i to zapewne nie z powodu lodowatego wiatru. Boisz się tego, co ma się stać. Boisz się tej konfrontacji. Boisz się, że on zwyczajnie każe ci zniknąć ze swojego życia. Z każdym z dwudziestu czterech schodków twoja pewność się zmniejsza. Coraz bardziej chcesz po prostu się uszczypnąć i zdać sobie sprawę, że ostatnie lata się nie wydarzyły. Czy wtedy postąpiłabyś inaczej? Czy wtedy byś nikogo nie skrzywdziła? To wszystko było kłamstwem, a podobno nigdy kłamać nie umiałaś.
Naciskasz mały guzik tuż obok drzwi wsłuchując się w głuchą ciszę. Ten dźwięk, a właściwie jego brat przypomina ci twoje serce, gdy wyjeżdżałaś. Tak samo puste jak obecnie korytarz. Nie wykorzystałaś swojej szansy, jednak dalej masz nadzieję. Znowu nic się nie dzieje. Nikt nie podchodzi do drzwi, nikt ich nie otwiera. Stoisz w tym samym miejscu, co wtedy zagryzając wargi do krwi. Czujesz w ustach metaliczny posmak, który starasz się zniwelować. Ciche skrzypnięcie powoduje, że każda z najmniejszych komórek twojego ciała drży w napięciu niczym strudzony mięsień.
- Pani do niego? - pyta starsza kobieta, która chwilę wcześniej otworzyła sąsiednie drzwi. Wskazuje głową mieszkaniu numer 22, a ty kiwasz niepewnie głową. Znowu się rozsypujesz, znowu nie możesz wrócić. – Nie ma go. Nie warto czekać.
- Nie za bardzo rozumiem. – silisz się na obojętny ton, którego wyuczyłaś się już wiele lat temu. Wolisz się nie otwierać, nie ufać. Kobieta jednak spogląda nie ciebie z rozczulającym uśmiechem poprawiając jasny porannik.
- Wyjechał kilka dni temu – jej głos jest pewny tego, co mówi wiec nawet nie umiesz stworzyć alternatywy. Nie umiesz powiedzieć sobie, że kobieta się myli.

Przegrałaś? Przecież to nie może był prawda. On nie mógł opuścić stolicy Wielkopolski, przecież kochał to miasto. Chciał tu mieszkać, tutaj grać, śmiać się i smucić. Ale może to nie wpłynęło tylko na ciebie? Może on zwyczajnie upadł, a okoliczności nie były dobre, aby powstać. Łudzisz się idąc coraz wolniej, że zaraz wyjdzie zza rogu z naręczem siatek albo wysiądzie z samochodu zgrzany po południowym treningu. Dałabyś wszystko, aby zobaczyć go, chociaż przez moment, nawet z inną kobietą. Zobaczyć go, tak zwyczajnie po prostu.



 ***
When did this end?
Where did you lose your happiness?


Ściskasz w dłoni alkoholowy napój wodząc wzrokiem po bawiących się na parkiecie mężczyznach. Czujesz dreszcze, gdy jeden z nich rzuca ci przyjazne spojrzenie brązowymi oczami. Uśmiechasz się do barmana poprawiając się na barowym stołku. Alkohol miesza się z twoją krwią krążąc w żyłach coraz szybciej. Mruczysz pod nosem, że to już ostatni jednak, gdy barman wyciąga dłoń w twoją stronę nie protestujesz. Od kilku miesięcy masz ten kawałek plastiku, który sprawia, że wszystko jest możliwe. Magiczna osiemnastka, która sprawiła, że wszystko stało się proste.
- Mogę? – pyta ten sam brązowooki chłopak, który przed chwilą szalał na parkiecie. Kiwasz głową przypatrując się zajmującemu miejsce mężczyźnie. – Co pijesz? Poproszę to samo.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – uśmiechasz się do niego delikatnie popijając drinka.
- Dzięki – wyłamuje palce odbierając od pracownika baru swoje zamówienie. – Przyszłaś z Tomkiem? Wybacz, gdzie moje maniery. Darek.
 - Jagoda – śmiejesz się ściskając jego dłoń. – Wszystkie podrywasz na ten tekst?
- Tylko te najładniejsze – puszcza ci oczko, które powoduje wykwit rumieńców na twoich policzkach.

 Śmiejesz się głośno z jego żartów i czujesz jakbyś znała go od lat. Opowiada ci o jego relacjach z kolegami, o wyjeździe z rodzinnego miasta, a ty próbujesz nie dopuścić do siebie myśli, że ci się podoba. Zwalasz wszystko na wypity alkohol, jednak z temat na temat otwierasz się przed nim coraz bardziej.



 ***


Your painted memories that washed out all the seas
I'm stuck in between a nightmare and lost dreams


Rzucasz się na hotelowe łóżko nie zwracając uwagi na biel pościeli, które zaraz ozdobią ciemne smugi. Zamykasz oczy analizując cały dzisiejszy dzień. Nie wiesz czy to wszystko ma jeszcze sens. Czy masz prawo, aby wrócić i tak zwyczajnie łudzić się, że jest tu jeszcze dla ciebie miejsce. Zerwałaś z tym życiem, z rodziną, z piłką nożną, z Poznaniem. Nie chciałaś nikogo ranić, bo przecież nie jesteś taką osobą. Może trochę zbyt rozmarzoną, może trochę nieświadomą. Chciałaś szczęścia, a przecież tego chyba nikt nie powinien ci zabronić. Starałaś się jak mogłaś, ale wyszło jak wyszło. Czy żałujesz? Sama nie wiesz. Im częściej się nad tym zastanawiasz tym częściej czujesz nieprzyjemne ukłucia w sercu. Zbyt wiele przyniosłaś strat, aby móc wrócić. Ale ty nie możesz zawrócić i zwyczajnie wrócić do czekającej w domu matki i ojca, którzy kontrolują nowych pracowników, do narzeczonego, którego zostawiłaś miesiąc przed ceremonią. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, kiedy sprawy ciążące na twoich barkach spychają cię w objęcia Orfeusza, gdzie wszystko jest idealne.

Od blisko godziny spacerujesz po uśpionym jeszcze mieście zmierzając w wyznaczonym kierunku. Nie miałaś odwagi zapukać do jego drzwi wczoraj, bo wiedziałaś, że ci nie otworzy. A teraz co? Staniesz przed nim i co? Przeprosisz? A może będziesz żądać przeprosin? Gdyby nie on dalej byś trwała w takiej sytuacji. On zwyczajnie nie chciał, żebyś doprowadziła do katastrofy. Był świadomy, do czego to wszystko prowadzi. Byłaś zapalnikiem, którego przyjazd zapoczątkował zdarzenia, które doprowadziły do strachu, do zadania bólu, do szoku i niedowierzania.
Stajesz w pobliżu schodów opierając się o betonową konstrukcję. Nie było cię tutaj tyle miesięcy, a to miejsce dalej jest takie samo. Nic się nie zmieniło. Cieszysz się, że chociaż coś w twoim życiu dalej trwa. Nie umiesz wydać na siebie samosądu, jednak czujesz, że wszyscy i tak już sprzedali twoje ciało na najgorsze tortury. Na nic innego nie zasługujesz, jednak wierzysz, że gdzieś dalej tli się światełko. Mija cię roześmiana grupa mężczyzn jednak zdają się ciebie nie dostrzegać. Może widza, ale nie chcą dopuścić do siebie tej myśli?

- Tomek – krzyczysz za mężczyzną, który idzie z naprzeciwka. Możesz przysiąc, że gdy cię widzi zamiera na chwilę, a jego oczy wypełniają się zawodem. Zawiodłaś go, choć tego nie planowałaś, nie chciałaś tego. – Porozmawiaj z mną! – on jednak nie zawraca idąc w stronę wejścia. Starasz się złapać oddech, walcząc ze łzami. To nie miało tak wyglądać.
- Jagoda?! – nie dostrzegasz stojącego w twoim pobliżu bruneta. Chłopak jednak podchodzi do ciebie, choć nie liczyłaś z jego strony na żaden gest. Wiesz, że potępia ciebie i to, co zrobiłaś. – Masz jeszcze odwagę tutaj przychodzić? – kręci głową z niedowierzanie cedząc każde ze słów, które atakują twoje serce raniąc je do głębi. Kręci głową z niedowierzaniem, a ty czujesz się coraz gorzej.  – Nigdy nie miałaś pokory… Widzisz, do zrobiłaś?
- Proszę, nie oceniaj mnie – zagryzasz wargi starając się zachować spokój. Nigdy nie okazywałaś emocji, wpajano ci, że robią to tylko słabi, a teraz rozklejasz się przy pierwszej lepszej okazji. – Przecież kiedyś się przyjaźniliśmy…
- Linetty, do szatni – warczy obrońca, który ku twojej radości musiał zawrócić i jednak dać ci szansę. – A ty lepiej wracaj do Bydgoszczy.
Piłkarze obracają się, jednak udaje ci się złapać dłoń Tomka, który gestem prosi młodszego kolegę, aby sam udał się do szatni. Staje naprzeciw ciebie spinając wszystkie mięśnie. Stoi tu, ale widzisz, że nie chce tu być. Nie chce cię znać.
- Tomek – szepczesz nie widząc w jego oczach żadnej emocji, to wszystko sprawia ci coraz większy ból. – Chcę wrócić, chcę wszystko naprawić.
- Nie masz już, do czego, wszystko zostało zniszczone. – mówi oschłym tonem zostawiając cię samą. Obserwujesz jego znikającą za drzwiami sylwetkę i żałujesz, coraz bardziej żałujesz. Czy jesteś kimś innym? Czy już nie jesteś tą roześmianą pięciolatką, z którą bawił się lalkami?

coś, co nie ukrywam, że mi się podoba :)

poniedziałek, 18 lipca 2016

Prolog




music

Słyszę jej głos, 
widzę cień i wiem


Powietrze nie jest już wypełnione romantycznym iskrzeniem. Siedzicie naprzeciw siebie jak dwie zupełnie obce sobie osoby, które spotkały się zupełnie przypadkiem. Ty nerwowym ruchem poprawiasz dopasowaną sukienkę w winnym kolorze, a on bawi się zapiętym na nadgarstku srebrnym zegarkiem. Kelnerzy przemieszczają się pomiędzy stolikami niezauważeni spełniając życzenia klientów. Mężczyzna chwyta w swoje szczupłe palce kieliszek wypełniony do połowy białą cieczą upijając z niego łyk. Zerkasz na śpieszących się ludzi, którzy nie są dla ciebie namacalni, bo przecież od zwyczajnego życia oddziela cię gruba szyba. Widzisz, ale nie możesz potknąć. Pragniesz, ale nie możesz poczuć. To wszystko jest iluzją, całe twoje życie.

Uśmiechasz się do chwytającego twoją dłoń chłopaka, jednak nawet ten uśmiech nie jest taki jak kiedyś. Minął rok, a ty w dalszym ciągu nie potrafiłaś podjąć tak ważnej dla egzystencji decyzji. Walczyłaś ze sobą bardzo długo, łaknąc coraz to więcej od życia, jednak to miało zbyt wysoką cenę. To wszystko było odrobiną szaleństwa, w twoim życiu, choć wiele osób zapłaciło za twoją zachciankę. Bo od zawsze tak było: czerpałaś z życia garściami nie patrząc na innych. Bardzo długo zwlekałaś z odpowiednimi słowami ważąc zyski i straty. Byłaś praktyczna aż do bólu, a może to też była iluzja?

– Chciałbym móc już nazwać cię moją żoną – czuły męski głos drażni twoje uszy nie powodując już tej magicznej gęsiej skórki czy przyjemnego ciepła w podbrzuszu. Nie wiesz, co się dzieje, nie umiesz tego opanować.
– Dariusz, co się z nami stało? -  pytasz odbijając smugi światła w oczku zaręczynowego pierścionka. Wyszlifowany kamień błyszczy przyjaźnie, jednak ty nie umiesz już patrzeć na niego z taką samą delikatnością.
– Nie bardzo rozumiem – narzeczony przeszywa cię wzrokiem szukając odpowiedzi. – Dla mnie wszystko jest dobrze.
– Chce zerwać zaręczyny – szepczesz wyciągając dłoń z jego uścisku.
Powietrze między wami gęstnieje i nawet wasze oddechy nie są już słyszalne. Cisza przeszywa was na wskroś. Widzisz jak jego błękitne tęczówki wypełniają się bólem i niedowierzaniem. Boisz się, że to cię przerośnie, ale ten jeden raz nie możesz niszczyć człowieka, który cię pokochał. Tę prawdziwą i bezinteresowną miłością, której przecież tak pragnęłaś.
            – Nie możesz tego zrobić.
            – Darek, ja już to zrobiłam – jąkasz się zapinając marynarkę. – Życzę Ci wszystkiego dobrego.

Wybiegasz z restauracji i po raz drugi w życiu się wahasz. Nie wiesz, gdzie się teraz podziać, co powiedzieć, jak się zachować. Na chwiejących się nogach dochodzisz do postoju taksówek wsiadając do jednej z nich. Mruczysz pod nosem adres dworca kolejowego zatapiając się w skórzanym siedzeniu. Wyjmujesz z torebki telefon komórkowy wybierając najczęściej wybierany ostatnimi czasu numer. Jednak rozmówca nie ma ochoty z tobą rozmawiać. Gestykulujesz żywo nie chcą wybuchnąć płaczem przy obcym mężczyźnie.
            – Proszę, wystarczy mi pięć minut. Chcę to tylko wytłumaczyć.


coś nie wakacyjnego. Może będzie dobrze