She’s a scar, she’s the bruising, she’s the pain that you brought
There was life, there was love
Poznański
dworzec, przez który dziennie przemieszczają się tysiące ludzi, którzy
przeżywają własne tragedie, mają własne problemy. Każdy wykrzywia twarz w
grymasie bólu, strachu czy niedowierzania. Ludzie jednak pędzą przed siebie nie
zwracając na innych uwagi. I nie masz prawa oskarżać ich o egoizm? Oni cierpią,
upadają mentalnie, raniąc zbolałe milionem spraw kolana i zdzierając delikatne
łokcie. Pragną bogactwa, pragną podziwu, pragną tego wszystkiego, co ty
posiadasz od bardzo dawna.
Wysiadasz
pośpiesznie nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia współpasażerów. Nie
czujesz się tutaj bezpiecznie, nie czujesz się tutaj sobą. Ale przecież właśnie
na takie życie czekałaś, takiego chciałaś. Nieopatrznie lawirujesz na czarnych
szpilkach pomiędzy podróżującymi, zatłoczonymi pomiędzy peronami. Związujesz
włosy, które targane zimowym wiatrem wpadają ci do ust. Gestem jednak
przywołujesz jednego z taksówkarzy tylko wyczekujących na możliwość zarobku na
zmarzniętych ludziach wychodzących z pociągów i autobusów. Mija chwila nim
czujesz błogie ciepło dochodzące z wnętrza samochodu. Grzejesz zziębnięte od
panującego w pociągu chłodu dłonie budząc na twarzy kierowcy ojcowski uśmiech.
Spogląda na ciebie przemierzając kolejne puste o tej godzinie ulice, a ty zatapiasz
się w zaśnieżonym krajobrazie Poznania. W dalszym ciągu wierzysz, że ocalał,
choć ten jeden most.
-
Jesteśmy na miejscu – mówi mężczyzna uśmiechając się do ciebie przyjaźnie. Wiesz
o tym, znasz to miejsce bardzo dobrze. Jednak wcześniej nie miałaś ochoty
uświadamiać sobie o swoim położeniu, chciałaś się zdziwić, rozczulić,
zachwycić. Jego uśmiech przeszywa cię na wskroś wcale nie podnosząc na duchu.
Ponownie tego dnia dopadają cię wątpliwości, które nie chcą opuścić twojego
ciała. Wciskasz w dłoń taksówkarza kilka banknotów niepewnie wychodząc z
ciepłego wnętrza.
Kolejne
niepewne kroki, które stawiasz na
zniszczonym biegiem lat chodniku sprawiają, że twój oddech staje się płytszy, a
ciało drży nienaturalnie mocno i to zapewne nie z powodu lodowatego wiatru.
Boisz się tego, co ma się stać. Boisz się tej konfrontacji. Boisz się, że on
zwyczajnie każe ci zniknąć ze swojego życia. Z każdym z dwudziestu czterech
schodków twoja pewność się zmniejsza. Coraz bardziej chcesz po prostu się
uszczypnąć i zdać sobie sprawę, że ostatnie lata się nie wydarzyły. Czy wtedy
postąpiłabyś inaczej? Czy wtedy byś nikogo nie skrzywdziła? To wszystko było
kłamstwem, a podobno nigdy kłamać nie umiałaś.
Naciskasz
mały guzik tuż obok drzwi wsłuchując się w głuchą ciszę. Ten dźwięk, a
właściwie jego brat przypomina ci twoje serce, gdy wyjeżdżałaś. Tak samo puste
jak obecnie korytarz. Nie wykorzystałaś swojej szansy, jednak dalej masz
nadzieję. Znowu nic się nie dzieje. Nikt nie podchodzi do drzwi, nikt ich nie
otwiera. Stoisz w tym samym miejscu, co wtedy zagryzając wargi do krwi. Czujesz
w ustach metaliczny posmak, który starasz się zniwelować. Ciche skrzypnięcie
powoduje, że każda z najmniejszych komórek twojego ciała drży w napięciu niczym
strudzony mięsień.
-
Pani do niego? - pyta starsza kobieta, która chwilę wcześniej otworzyła
sąsiednie drzwi. Wskazuje głową mieszkaniu numer 22, a ty kiwasz niepewnie
głową. Znowu się rozsypujesz, znowu nie możesz wrócić. – Nie ma go. Nie warto
czekać.
- Nie
za bardzo rozumiem. – silisz się na obojętny ton, którego wyuczyłaś się już
wiele lat temu. Wolisz się nie otwierać, nie ufać. Kobieta jednak spogląda nie
ciebie z rozczulającym uśmiechem poprawiając jasny porannik.
-
Wyjechał kilka dni temu – jej głos jest pewny tego, co mówi wiec nawet nie
umiesz stworzyć alternatywy. Nie umiesz powiedzieć sobie, że kobieta się myli.
Przegrałaś?
Przecież to nie może był prawda. On nie mógł opuścić stolicy Wielkopolski,
przecież kochał to miasto. Chciał tu mieszkać, tutaj grać, śmiać się i smucić. Ale
może to nie wpłynęło tylko na ciebie? Może on zwyczajnie upadł, a okoliczności
nie były dobre, aby powstać. Łudzisz się idąc coraz wolniej, że zaraz wyjdzie
zza rogu z naręczem siatek albo wysiądzie z samochodu zgrzany po południowym
treningu. Dałabyś wszystko, aby zobaczyć go, chociaż przez moment, nawet z inną
kobietą. Zobaczyć go, tak zwyczajnie po prostu.
***
When did this end?
Where did you lose your happiness?
Where did you lose your happiness?
Ściskasz w
dłoni alkoholowy napój wodząc wzrokiem po bawiących się na parkiecie
mężczyznach. Czujesz dreszcze, gdy jeden z nich rzuca ci przyjazne spojrzenie
brązowymi oczami. Uśmiechasz się do barmana poprawiając się na barowym stołku.
Alkohol miesza się z twoją krwią krążąc w żyłach coraz szybciej. Mruczysz pod
nosem, że to już ostatni jednak, gdy barman wyciąga dłoń w twoją stronę nie
protestujesz. Od kilku miesięcy masz ten kawałek plastiku, który sprawia, że
wszystko jest możliwe. Magiczna osiemnastka, która sprawiła, że wszystko stało
się proste.
- Mogę? – pyta ten sam brązowooki
chłopak, który przed chwilą szalał na parkiecie. Kiwasz głową przypatrując się
zajmującemu miejsce mężczyźnie. – Co pijesz? Poproszę to samo.
- Jeszcze raz wszystkiego
najlepszego – uśmiechasz się do niego delikatnie popijając drinka.
- Dzięki – wyłamuje palce odbierając
od pracownika baru swoje zamówienie. – Przyszłaś z Tomkiem? Wybacz, gdzie moje
maniery. Darek.
- Jagoda – śmiejesz się ściskając jego dłoń. –
Wszystkie podrywasz na ten tekst?
- Tylko te najładniejsze – puszcza ci
oczko, które powoduje wykwit rumieńców na twoich policzkach.
Śmiejesz się głośno z jego żartów i czujesz
jakbyś znała go od lat. Opowiada ci o jego relacjach z kolegami, o wyjeździe z
rodzinnego miasta, a ty próbujesz nie dopuścić do siebie myśli, że ci się
podoba. Zwalasz wszystko na wypity alkohol, jednak z temat na temat otwierasz
się przed nim coraz bardziej.
***
Your painted memories that washed out all the seas
I'm stuck in between a nightmare and lost dreams
Rzucasz
się na hotelowe łóżko nie zwracając uwagi na biel pościeli, które zaraz ozdobią
ciemne smugi. Zamykasz oczy analizując cały dzisiejszy dzień. Nie wiesz czy to
wszystko ma jeszcze sens. Czy masz prawo, aby wrócić i tak zwyczajnie łudzić
się, że jest tu jeszcze dla ciebie miejsce. Zerwałaś z tym życiem, z rodziną, z
piłką nożną, z Poznaniem. Nie chciałaś nikogo ranić, bo przecież nie jesteś
taką osobą. Może trochę zbyt rozmarzoną, może trochę nieświadomą. Chciałaś
szczęścia, a przecież tego chyba nikt nie powinien ci zabronić. Starałaś się
jak mogłaś, ale wyszło jak wyszło. Czy żałujesz? Sama nie wiesz. Im częściej
się nad tym zastanawiasz tym częściej czujesz nieprzyjemne ukłucia w sercu.
Zbyt wiele przyniosłaś strat, aby móc wrócić. Ale ty nie możesz zawrócić i
zwyczajnie wrócić do czekającej w domu matki i ojca, którzy kontrolują nowych
pracowników, do narzeczonego, którego zostawiłaś miesiąc przed ceremonią. Nawet
nie zdajesz sobie sprawy, kiedy sprawy ciążące na twoich barkach spychają cię w
objęcia Orfeusza, gdzie wszystko jest idealne.
Od
blisko godziny spacerujesz po uśpionym jeszcze mieście zmierzając w wyznaczonym
kierunku. Nie miałaś odwagi zapukać do jego drzwi wczoraj, bo wiedziałaś, że ci
nie otworzy. A teraz co? Staniesz przed nim i co? Przeprosisz? A może będziesz żądać
przeprosin? Gdyby nie on dalej byś trwała w takiej sytuacji. On zwyczajnie nie
chciał, żebyś doprowadziła do katastrofy. Był świadomy, do czego to wszystko
prowadzi. Byłaś zapalnikiem, którego przyjazd zapoczątkował zdarzenia, które
doprowadziły do strachu, do zadania bólu, do szoku i niedowierzania.
Stajesz
w pobliżu schodów opierając się o betonową konstrukcję. Nie było cię tutaj tyle
miesięcy, a to miejsce dalej jest takie samo. Nic się nie zmieniło. Cieszysz
się, że chociaż coś w twoim życiu dalej trwa. Nie umiesz wydać na siebie
samosądu, jednak czujesz, że wszyscy i tak już sprzedali twoje ciało na
najgorsze tortury. Na nic innego nie zasługujesz, jednak wierzysz, że gdzieś
dalej tli się światełko. Mija cię roześmiana grupa mężczyzn jednak zdają się
ciebie nie dostrzegać. Może widza, ale nie chcą dopuścić do siebie tej myśli?
-
Tomek – krzyczysz za mężczyzną, który idzie z naprzeciwka. Możesz przysiąc, że
gdy cię widzi zamiera na chwilę, a jego oczy wypełniają się zawodem. Zawiodłaś
go, choć tego nie planowałaś, nie chciałaś tego. – Porozmawiaj z mną! – on jednak
nie zawraca idąc w stronę wejścia. Starasz się złapać oddech, walcząc ze łzami.
To nie miało tak wyglądać.
-
Jagoda?! – nie dostrzegasz stojącego w twoim pobliżu bruneta. Chłopak jednak
podchodzi do ciebie, choć nie liczyłaś z jego strony na żaden gest. Wiesz, że
potępia ciebie i to, co zrobiłaś. – Masz jeszcze odwagę tutaj przychodzić? –
kręci głową z niedowierzanie cedząc każde ze słów, które atakują twoje serce
raniąc je do głębi. Kręci głową z niedowierzaniem, a ty czujesz się coraz
gorzej. – Nigdy nie miałaś pokory…
Widzisz, do zrobiłaś?
- Proszę,
nie oceniaj mnie – zagryzasz wargi starając się zachować spokój. Nigdy nie
okazywałaś emocji, wpajano ci, że robią to tylko słabi, a teraz rozklejasz się
przy pierwszej lepszej okazji. – Przecież kiedyś się przyjaźniliśmy…
-
Linetty, do szatni – warczy obrońca, który ku twojej radości musiał zawrócić i
jednak dać ci szansę. – A ty lepiej wracaj do Bydgoszczy.
Piłkarze
obracają się, jednak udaje ci się złapać dłoń Tomka, który gestem prosi
młodszego kolegę, aby sam udał się do szatni. Staje naprzeciw ciebie spinając
wszystkie mięśnie. Stoi tu, ale widzisz, że nie chce tu być. Nie chce cię znać.
-
Tomek – szepczesz nie widząc w jego oczach żadnej emocji, to wszystko sprawia
ci coraz większy ból. – Chcę wrócić, chcę wszystko naprawić.
- Nie
masz już, do czego, wszystko zostało zniszczone. – mówi oschłym tonem
zostawiając cię samą. Obserwujesz jego znikającą za drzwiami sylwetkę i
żałujesz, coraz bardziej żałujesz. Czy jesteś kimś innym? Czy już nie jesteś tą
roześmianą pięciolatką, z którą bawił się lalkami?
♥
coś, co nie ukrywam, że mi się podoba :)
Skromność przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że Ci się podoba. :) Jest świetny! ♥
OdpowiedzUsuńWiesz... wydaje mi się, że Jagoda musiała stoczyć ze sobą wewnętrzny bój. Wrócić do miasta, w którym niewielu ludzi chce cię widzieć musi być trudne. No i przede wszystkim musi wymagać wielkiej odwagi. Jestem ciekawa, czy absolutnie wszyscy z niebiesko-białej rodziny się od niej odwrócili...
Cóż, mam nadzieję, że niebawem się o tym przekonamy. :)
A co do tego throwbacka... ciekawy, intrygujący i urzekający... :D Chcę więcej! ♥
Czekam na kolejny! ;*
Buziaki ;*
Jak zwykle czytam i nie wiem co ci mam tu napisać. Jagoda na pewno wykazała się odwagą żeby pojawić się w Poznaniu, choć najwyraźniej nie jest tu mile widziana. Ogromnie mnie ciekawi co też takiego uczyniła, że zasłużyła sobie na gniew.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!
O mamusiu *.*
OdpowiedzUsuńZaaaakochałam się *.*
Dziękuje za zaproszenie :))
Zostaje masz to jak w banku! :))
Cudowne *.*
Buziaki :**
Wielkie brawa za to opowiadanie i za ten rozdział. Podoba mi się! Życzę weny, zapraszam do siebie, linki zostawię w spamie i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńOkrutnie musiała mu złamać serce... podoba mi sie! Podoba!
OdpowiedzUsuń