wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział pierwszy



She’s a scar, she’s the bruising, she’s the pain that you brought
There was life, there was love



Poznański dworzec, przez który dziennie przemieszczają się tysiące ludzi, którzy przeżywają własne tragedie, mają własne problemy. Każdy wykrzywia twarz w grymasie bólu, strachu czy niedowierzania. Ludzie jednak pędzą przed siebie nie zwracając na innych uwagi. I nie masz prawa oskarżać ich o egoizm? Oni cierpią, upadają mentalnie, raniąc zbolałe milionem spraw kolana i zdzierając delikatne łokcie. Pragną bogactwa, pragną podziwu, pragną tego wszystkiego, co ty posiadasz od bardzo dawna.
Wysiadasz pośpiesznie nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia współpasażerów. Nie czujesz się tutaj bezpiecznie, nie czujesz się tutaj sobą. Ale przecież właśnie na takie życie czekałaś, takiego chciałaś. Nieopatrznie lawirujesz na czarnych szpilkach pomiędzy podróżującymi, zatłoczonymi pomiędzy peronami. Związujesz włosy, które targane zimowym wiatrem wpadają ci do ust. Gestem jednak przywołujesz jednego z taksówkarzy tylko wyczekujących na możliwość zarobku na zmarzniętych ludziach wychodzących z pociągów i autobusów. Mija chwila nim czujesz błogie ciepło dochodzące z wnętrza samochodu. Grzejesz zziębnięte od panującego w pociągu chłodu dłonie budząc na twarzy kierowcy ojcowski uśmiech. Spogląda na ciebie przemierzając kolejne puste o tej godzinie ulice, a ty zatapiasz się w zaśnieżonym krajobrazie Poznania. W dalszym ciągu wierzysz, że ocalał, choć ten jeden most.
- Jesteśmy na miejscu – mówi mężczyzna uśmiechając się do ciebie przyjaźnie. Wiesz o tym, znasz to miejsce bardzo dobrze. Jednak wcześniej nie miałaś ochoty uświadamiać sobie o swoim położeniu, chciałaś się zdziwić, rozczulić, zachwycić. Jego uśmiech przeszywa cię na wskroś wcale nie podnosząc na duchu. Ponownie tego dnia dopadają cię wątpliwości, które nie chcą opuścić twojego ciała. Wciskasz w dłoń taksówkarza kilka banknotów niepewnie wychodząc z ciepłego wnętrza.



Kolejne niepewne kroki, które stawiasz na zniszczonym biegiem lat chodniku sprawiają, że twój oddech staje się płytszy, a ciało drży nienaturalnie mocno i to zapewne nie z powodu lodowatego wiatru. Boisz się tego, co ma się stać. Boisz się tej konfrontacji. Boisz się, że on zwyczajnie każe ci zniknąć ze swojego życia. Z każdym z dwudziestu czterech schodków twoja pewność się zmniejsza. Coraz bardziej chcesz po prostu się uszczypnąć i zdać sobie sprawę, że ostatnie lata się nie wydarzyły. Czy wtedy postąpiłabyś inaczej? Czy wtedy byś nikogo nie skrzywdziła? To wszystko było kłamstwem, a podobno nigdy kłamać nie umiałaś.
Naciskasz mały guzik tuż obok drzwi wsłuchując się w głuchą ciszę. Ten dźwięk, a właściwie jego brat przypomina ci twoje serce, gdy wyjeżdżałaś. Tak samo puste jak obecnie korytarz. Nie wykorzystałaś swojej szansy, jednak dalej masz nadzieję. Znowu nic się nie dzieje. Nikt nie podchodzi do drzwi, nikt ich nie otwiera. Stoisz w tym samym miejscu, co wtedy zagryzając wargi do krwi. Czujesz w ustach metaliczny posmak, który starasz się zniwelować. Ciche skrzypnięcie powoduje, że każda z najmniejszych komórek twojego ciała drży w napięciu niczym strudzony mięsień.
- Pani do niego? - pyta starsza kobieta, która chwilę wcześniej otworzyła sąsiednie drzwi. Wskazuje głową mieszkaniu numer 22, a ty kiwasz niepewnie głową. Znowu się rozsypujesz, znowu nie możesz wrócić. – Nie ma go. Nie warto czekać.
- Nie za bardzo rozumiem. – silisz się na obojętny ton, którego wyuczyłaś się już wiele lat temu. Wolisz się nie otwierać, nie ufać. Kobieta jednak spogląda nie ciebie z rozczulającym uśmiechem poprawiając jasny porannik.
- Wyjechał kilka dni temu – jej głos jest pewny tego, co mówi wiec nawet nie umiesz stworzyć alternatywy. Nie umiesz powiedzieć sobie, że kobieta się myli.

Przegrałaś? Przecież to nie może był prawda. On nie mógł opuścić stolicy Wielkopolski, przecież kochał to miasto. Chciał tu mieszkać, tutaj grać, śmiać się i smucić. Ale może to nie wpłynęło tylko na ciebie? Może on zwyczajnie upadł, a okoliczności nie były dobre, aby powstać. Łudzisz się idąc coraz wolniej, że zaraz wyjdzie zza rogu z naręczem siatek albo wysiądzie z samochodu zgrzany po południowym treningu. Dałabyś wszystko, aby zobaczyć go, chociaż przez moment, nawet z inną kobietą. Zobaczyć go, tak zwyczajnie po prostu.



 ***
When did this end?
Where did you lose your happiness?


Ściskasz w dłoni alkoholowy napój wodząc wzrokiem po bawiących się na parkiecie mężczyznach. Czujesz dreszcze, gdy jeden z nich rzuca ci przyjazne spojrzenie brązowymi oczami. Uśmiechasz się do barmana poprawiając się na barowym stołku. Alkohol miesza się z twoją krwią krążąc w żyłach coraz szybciej. Mruczysz pod nosem, że to już ostatni jednak, gdy barman wyciąga dłoń w twoją stronę nie protestujesz. Od kilku miesięcy masz ten kawałek plastiku, który sprawia, że wszystko jest możliwe. Magiczna osiemnastka, która sprawiła, że wszystko stało się proste.
- Mogę? – pyta ten sam brązowooki chłopak, który przed chwilą szalał na parkiecie. Kiwasz głową przypatrując się zajmującemu miejsce mężczyźnie. – Co pijesz? Poproszę to samo.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – uśmiechasz się do niego delikatnie popijając drinka.
- Dzięki – wyłamuje palce odbierając od pracownika baru swoje zamówienie. – Przyszłaś z Tomkiem? Wybacz, gdzie moje maniery. Darek.
 - Jagoda – śmiejesz się ściskając jego dłoń. – Wszystkie podrywasz na ten tekst?
- Tylko te najładniejsze – puszcza ci oczko, które powoduje wykwit rumieńców na twoich policzkach.

 Śmiejesz się głośno z jego żartów i czujesz jakbyś znała go od lat. Opowiada ci o jego relacjach z kolegami, o wyjeździe z rodzinnego miasta, a ty próbujesz nie dopuścić do siebie myśli, że ci się podoba. Zwalasz wszystko na wypity alkohol, jednak z temat na temat otwierasz się przed nim coraz bardziej.



 ***


Your painted memories that washed out all the seas
I'm stuck in between a nightmare and lost dreams


Rzucasz się na hotelowe łóżko nie zwracając uwagi na biel pościeli, które zaraz ozdobią ciemne smugi. Zamykasz oczy analizując cały dzisiejszy dzień. Nie wiesz czy to wszystko ma jeszcze sens. Czy masz prawo, aby wrócić i tak zwyczajnie łudzić się, że jest tu jeszcze dla ciebie miejsce. Zerwałaś z tym życiem, z rodziną, z piłką nożną, z Poznaniem. Nie chciałaś nikogo ranić, bo przecież nie jesteś taką osobą. Może trochę zbyt rozmarzoną, może trochę nieświadomą. Chciałaś szczęścia, a przecież tego chyba nikt nie powinien ci zabronić. Starałaś się jak mogłaś, ale wyszło jak wyszło. Czy żałujesz? Sama nie wiesz. Im częściej się nad tym zastanawiasz tym częściej czujesz nieprzyjemne ukłucia w sercu. Zbyt wiele przyniosłaś strat, aby móc wrócić. Ale ty nie możesz zawrócić i zwyczajnie wrócić do czekającej w domu matki i ojca, którzy kontrolują nowych pracowników, do narzeczonego, którego zostawiłaś miesiąc przed ceremonią. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, kiedy sprawy ciążące na twoich barkach spychają cię w objęcia Orfeusza, gdzie wszystko jest idealne.

Od blisko godziny spacerujesz po uśpionym jeszcze mieście zmierzając w wyznaczonym kierunku. Nie miałaś odwagi zapukać do jego drzwi wczoraj, bo wiedziałaś, że ci nie otworzy. A teraz co? Staniesz przed nim i co? Przeprosisz? A może będziesz żądać przeprosin? Gdyby nie on dalej byś trwała w takiej sytuacji. On zwyczajnie nie chciał, żebyś doprowadziła do katastrofy. Był świadomy, do czego to wszystko prowadzi. Byłaś zapalnikiem, którego przyjazd zapoczątkował zdarzenia, które doprowadziły do strachu, do zadania bólu, do szoku i niedowierzania.
Stajesz w pobliżu schodów opierając się o betonową konstrukcję. Nie było cię tutaj tyle miesięcy, a to miejsce dalej jest takie samo. Nic się nie zmieniło. Cieszysz się, że chociaż coś w twoim życiu dalej trwa. Nie umiesz wydać na siebie samosądu, jednak czujesz, że wszyscy i tak już sprzedali twoje ciało na najgorsze tortury. Na nic innego nie zasługujesz, jednak wierzysz, że gdzieś dalej tli się światełko. Mija cię roześmiana grupa mężczyzn jednak zdają się ciebie nie dostrzegać. Może widza, ale nie chcą dopuścić do siebie tej myśli?

- Tomek – krzyczysz za mężczyzną, który idzie z naprzeciwka. Możesz przysiąc, że gdy cię widzi zamiera na chwilę, a jego oczy wypełniają się zawodem. Zawiodłaś go, choć tego nie planowałaś, nie chciałaś tego. – Porozmawiaj z mną! – on jednak nie zawraca idąc w stronę wejścia. Starasz się złapać oddech, walcząc ze łzami. To nie miało tak wyglądać.
- Jagoda?! – nie dostrzegasz stojącego w twoim pobliżu bruneta. Chłopak jednak podchodzi do ciebie, choć nie liczyłaś z jego strony na żaden gest. Wiesz, że potępia ciebie i to, co zrobiłaś. – Masz jeszcze odwagę tutaj przychodzić? – kręci głową z niedowierzanie cedząc każde ze słów, które atakują twoje serce raniąc je do głębi. Kręci głową z niedowierzaniem, a ty czujesz się coraz gorzej.  – Nigdy nie miałaś pokory… Widzisz, do zrobiłaś?
- Proszę, nie oceniaj mnie – zagryzasz wargi starając się zachować spokój. Nigdy nie okazywałaś emocji, wpajano ci, że robią to tylko słabi, a teraz rozklejasz się przy pierwszej lepszej okazji. – Przecież kiedyś się przyjaźniliśmy…
- Linetty, do szatni – warczy obrońca, który ku twojej radości musiał zawrócić i jednak dać ci szansę. – A ty lepiej wracaj do Bydgoszczy.
Piłkarze obracają się, jednak udaje ci się złapać dłoń Tomka, który gestem prosi młodszego kolegę, aby sam udał się do szatni. Staje naprzeciw ciebie spinając wszystkie mięśnie. Stoi tu, ale widzisz, że nie chce tu być. Nie chce cię znać.
- Tomek – szepczesz nie widząc w jego oczach żadnej emocji, to wszystko sprawia ci coraz większy ból. – Chcę wrócić, chcę wszystko naprawić.
- Nie masz już, do czego, wszystko zostało zniszczone. – mówi oschłym tonem zostawiając cię samą. Obserwujesz jego znikającą za drzwiami sylwetkę i żałujesz, coraz bardziej żałujesz. Czy jesteś kimś innym? Czy już nie jesteś tą roześmianą pięciolatką, z którą bawił się lalkami?

coś, co nie ukrywam, że mi się podoba :)

6 komentarzy:

  1. Skromność przede wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dziwnego, że Ci się podoba. :) Jest świetny! ♥
    Wiesz... wydaje mi się, że Jagoda musiała stoczyć ze sobą wewnętrzny bój. Wrócić do miasta, w którym niewielu ludzi chce cię widzieć musi być trudne. No i przede wszystkim musi wymagać wielkiej odwagi. Jestem ciekawa, czy absolutnie wszyscy z niebiesko-białej rodziny się od niej odwrócili...
    Cóż, mam nadzieję, że niebawem się o tym przekonamy. :)
    A co do tego throwbacka... ciekawy, intrygujący i urzekający... :D Chcę więcej! ♥
    Czekam na kolejny! ;*
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle czytam i nie wiem co ci mam tu napisać. Jagoda na pewno wykazała się odwagą żeby pojawić się w Poznaniu, choć najwyraźniej nie jest tu mile widziana. Ogromnie mnie ciekawi co też takiego uczyniła, że zasłużyła sobie na gniew.

    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. O mamusiu *.*
    Zaaaakochałam się *.*
    Dziękuje za zaproszenie :))
    Zostaje masz to jak w banku! :))
    Cudowne *.*
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielkie brawa za to opowiadanie i za ten rozdział. Podoba mi się! Życzę weny, zapraszam do siebie, linki zostawię w spamie i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Okrutnie musiała mu złamać serce... podoba mi sie! Podoba!

    OdpowiedzUsuń